Czy obecnie warto się uczyć języków obcych? A może we wszystkim zastąpi nas technologia i sztuczna inteligencja? Czy nauka języków będzie już tylko domeną pasjonatów? Zobacz jakie są przewidywania.
Ten artykuł został zaktualizowany w marcu 2024 r.
Jesteśmy światkami różnych przemian zachodzących w otaczającym nas świecie. Większość z nich zachodzi pod wpływem technologii. Jedni entuzjastycznie przyjmują wszelkie nowości, inni reagują lękiem. Nie ma jednak od tego ucieczki, czekają nas duże zmiany, w edukacji, w pracy i w stylu życia. Być może w przyszłości nie będziemy musieli się wszyscy uczyć języków w szkole, co z pewnością ucieszy osoby, które tego nie cierpią.
Wspomniane zmiany będą wynikiem rozwoju nowych technologii, sztucznej inteligencji i robotów. Chociaż dla niektórych brzmi to jak science-fiction, to się dzieje już teraz. W tym artykule pokażę kilka przykładów, gdzie stykamy się z tymi rozwiązaniami oraz jak technologia eliminuje problemy językowe. Powiem też, gdzie technologia nie ma szans z człowiekiem i dlatego warto bardzo dobrze znać języki.
Zmiany wywołane technologią z perspektywy przeciętnego człowieka
Możesz zapytać, i całkiem słusznie, co taka pani, jak ja – nauczycielka angielskiego, wie na temat technologii albo zmian w naszym życiu w przyszłości. Dlatego od razu wyjaśniam. Ten temat od wielu lat bardzo mnie interesuje. Mnóstwo o tym czytam, głównie z serwisów zagranicznych. Interesują mnie różnego rodzaju analizy rynkowe, również takie stricte ekonomiczne, a także trendy i zmiany zachodzące w społeczeństwie.
Oczywiście nie chcę kreować się na specjalistę w tym temacie. Dlatego wszystko pokazuję z perspektywy przeciętnego człowieka. Takiego ciekawego zmian i otwartego na nie. Technologia wkracza również w moje życie i do mojej pracy. Nie tylko uczę online używając różnych aplikacji. Muszę brać pod uwagę sztuczną inteligencję i inne pomoce, z których korzystają moi uczniowie.
Kiedy piszę ten artykuł świat zmaga się z pandemią. Nie wiadomo, czy przyjdzie druga fala i kiedy to się skończy. Już teraz jednak wielu analityków rynkowych, naukowców i specjalistów z różnych dziedzin twierdzi, że epidemia jest katalizatorem przemian. Niektórzy uważają, że świat nie będzie już taki, jak kiedyś.
Większość specjalistów analizujących obecną sytuację przewiduje, że technologia będzie miała jeszcze większe znaczenie w naszym życiu. Wraz z wybuchem epidemii przekonaliśmy się, że firmy posiadające dobrą strukturę technologiczną i teleinformatyczną oraz osoby, które się w tym dobrze poruszały, gładko przeszły do pracy zdalnej. Natomiast te biznesy, które zaniedbały kwestię technologii oraz te, które po prostu nie mogą pracować zdalnie, stanęły w obliczu ogromnych problemów.
Technologia pozbawi niektórych pracy
Analitycy zakładają, że w następstwie epidemii wiele firm przeznaczy większe, niż dotychczas środki na rozwiązania oparte na technologii. Mimo, że wdrożenie takich pomysłów wiąże się z wysokimi kosztami, to w długim okresie firmy zyskają zapewnienie ciągłości pracy a także oszczędności.
Na czym najlepiej zaoszczędzić? Oczywiście na ludziach! W mojej poprzedniej pracy mój departament przeprowadził kiedyś kalkulację wszystkich kosztów związanych z pracownikami. Nie chodzi tylko o pensje, premie, bonusy, ZUSy, podatki, opiekę medyczną, karty MultiSport i tym podobne. Pod uwagę wzięto koszty związane z obsługą floty samochodowej i ubezpieczeniami, telefony, sprzęt komputerowy, koszty powierzchni biurowej, wyposażenia, sprzątania, prądu, wody, ogrzewania, ochrony itd. Wyszły z tego nieprawdopodobne kwoty na jednego pracownika rocznie.
Poza tym ludzie są problematyczni. Nie wszyscy wydajnie pracują, chodzą na zwolnienia, domagają się podwyżek i udogodnień. Potrzeba dodatkowych osób do obsługi pracowników i zarządzania nimi. Niejedna firma zastanawia się, jak można ograniczyć załogę. Szczególnie jeśli chodzi o rutynowe czynności i mniej wykwalifikowaną kadrę. Rozwiązania przynosi technologia.
Zmiany nastąpią szybciej, niż myślisz
Jeśli myślisz, że to kwestia wielu lat, to jesteś w błędzie. To się dzieje już teraz. Przed epidemią wiele firm miało spore problemy ze znalezieniem odpowiednich pracowników. Mój pobliski sklep miał na stałe ogłoszenie w lokalnych mediach. Miałam wrażenie, że za każdym razem, jak robię tam zakupy, widzę nowy personel. Jak w kalejdoskopie. Można było też usłyszeć obce języki.
Już wtedy prognozowałam, że to tylko kwestia czasu, kiedy coraz więcej sklepów zacznie instalować samoobsługowe kasy. W Piasecznie, gdzie mieszkam, pierwsze kasy pojawiły się kilka lat temu w hipermarkecie Auchan. Sąsiadującym z nim hipermarket budowlany Leroy Merlin wprowadził z kolei fakturomaty i tym samym zlikwidował całe stanowisko wystawiania faktur. W Decathlonie zdecydowano się zastąpić automatami większość stanowisk kasowych. Tylko jedna kasa jest obsługiwana przez człowieka. Samoobsługowe kasy zainstalował też Rossmann.
Na świecie powstają już pierwsze bezzałogowe sklepy takie, jak Amazon Go. No dobrze, ale co to wszystko ma wspólnego z nauką języków?
Sztuczna inteligencja mówi wieloma językami obcymi
Czy masz za sobą rozmowę ze sztuczną inteligencją? Kilka lat temu pierwszy raz rozmawiałam z Maxem, glosem sztucznej inteligencji w firmie Orange. Początki były trudne. Powiedzmy sobie szczerze, Max nie bardzo mnie rozumiał, mimo wyraźnego mówienia i powtarzania. Moje pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Jednak już po 3-4 miesiącach, kiedy ponownie zadzwoniłam na infolinię, rozmowa przebiegła zdecydowanie sprawniej. Poprawa była naprawdę wyraźna.
Podobnie z innymi aplikacjami wykorzystującymi sztuczną inteligencję. Najpierw jest dużo błędów, wpadek, czasem nawet fałszywych informacji. Jednak tempo poprawiania takich „wpadek” jest bardzo szybkie. Sztuczna inteligencja się uczy i rozwija.
Niedługo głosy sztucznej inteligencji, nie tylko będą obsługiwać nas na infoliniach, ale też dzwonić do nas z przypomnieniem o wygasającej polisie ubezpieczeniowej, czy kończącej się umowie. Tutaj dochodzimy do kwestii języków. Sztuczna inteligencja będzie potrafiła płynnie komunikować się w wielu językach. Właściwie już to robi.
Co to oznacza? Utrata pracy dla tysięcy osób zatrudnionych w różnych infoliniach i centrach obsługi. Można założyć, że technologia zastąpi człowieka wszędzie tam, gdzie jest dużo rutynowych zadań. Na przykład w kontaktach z klientami opartych na schematach postępowania. Takie właśnie kontakty według pewnego scenariusza prowadzone są w międzynarodowych centrach obsługi, gdzie pracują osoby ze znajomością języków obcych.
Roboty zamiast osób ze znajomością języków
Uczę się japońskiego i interesuję od dawna Japonią. Dlatego zaciekawiła mnie pewna rzecz, kiedy Japonia przygotowywała się do organizowania olimpiady w 2020 roku (która odbyła się w 2021 ze względu na Covid). Jak poradzą sobie z językami obcymi?
Generalnie Japończycy nie znają języków obcych. Jak wszędzie, jest grupa osób, która sprawnie włada językami, ale z przeciętnym mieszkańcem Kraju Kwitnącej Wiśni raczej trudno się dogadać. Uczą się angielskiego w szkołach, ale głównie na ćwiczeniach gramatycznych i testach. W Japonii jest też sporo szkół językowych zatrudniających native speakerów, zwłaszcza z językiem angielskim. Mimo tego umiejętność posługiwania się językiem obcym przeciętnego mieszkańca jest niska.
Zastanawiałam się, w jaki sposób dogadają się z tymi wszystkimi ludźmi, którzy przyjadą na olimpiadę. Oczywiście z pomocą przychodzi technologia. System rozpoznawania twarzy przy wpuszczaniu do obiektów, urządzenia automatycznie tłumaczące mowę w różnych punktach, bezzałogowe pojazdy i roboty. Roboty stoją w różnych miejscach związanych z handlem i usługami. Kierują klientów do odpowiednich działów, służą informacją.
Kilka miesięcy temu widziałam takiego robota na zdjęciu w towarzystwie moich znajomych pracujących w jednej z instytucji finansowych. Najwyraźniej był dodatkową atrakcją organizowanej przez tę instytucję konferencji. Taki robot uświetnił też otwarcie znanego sklepu obuwniczego. Zatem, te i podobne roboty są już w Polsce.
Dziś translator pomaga pisać maile, jutro będzie je pisać sam
Czy jest tu osoba, której nie zdarzyło się do tej pory użyć automatycznego translatora? Niektórzy nawet nie napiszą prostego maila bez „wrzucenia” w tłumacza Google. Wiele stron internetowych ma opcje w kilku językach wygenerowane automatycznie przez tłumaczące wtyczki. Jeden z moich uczniów za granicą całkiem sprawnie porozumiewał się za pomocą translatora głosowego w telefonie.
Te rozwiązania są już dzisiaj powszechne. Nie wszystko działa idealnie i nadal można znaleźć wiele przykładów na głupoty, jakie wychodzą z translatorów. Jednak już wkrótce automatyczny tłumacz, zarówno tekstowy, jak i głosowy, będzie umożliwiać całkiem sprawną komunikację. Myślę, że będziemy bez problemu porozumiewać się na lotnisku, dworcu, w hotelu, sklepie, na lokalnym bazarze czy w wypożyczalni samochodów. Będziemy czytać strony internetowe w różnych językach, pisać komentarze i wysyłać standardową korespondencję.
Niski poziom znajomości języków obcych nie będzie miał znaczenia
Wizja zastąpienia człowieka maszynami może się wydawać przygnębiająca. Tak naprawdę oznacza to jedynie, że spadnie zapotrzebowanie na ludzi wykonujących pewną pracę. Znikną niektóre zawody.
W jednym ze swoich audiobooków mówca motywacyjny Brian Tracy pytał, czy wiemy, jaka była najpopularniejsza grupa zawodów na początku dwudziestego wieku. Okazuje się, że były to zawody związane z końmi. Od stangreta, woźnicy, hodowcy koni, po kowala, rymarza i stajennego. Zdjęcie ulicy Nowego Jorku z pierwszych lat dwudziestego wieku ukazuje głównie bryczki i powozy. Na zdjęciu tej samej ulicy 20 lat później widać jeden powóz i pełno samochodów.
Wszystko się zmienia i trzeba się na te zmiany przygotować. Sztuczna inteligencja, roboty i translatory sprawią, że poniżej pewnego poziomu znajomość języków, zwłaszcza tych popularnych, nie będzie miała znaczenia na rynku pracy.
Już teraz firmy, w których angielski jest w codziennym użyciu, wymagają od kandydatów doskonałej znajomości tego języka. Często również słownictwa branżowego i specjalistycznego. Komunikowanie się na poziomie A2 czy B1 nie jest już żadnym atutem. Niedługo taki poziom będzie bez znaczenia, zarówno na rynku pracy, jak i na co dzień. Wyręczy nas technologia.
A jednak warto uczyć się języków obcych
Maszyny nie zastąpią człowieka we wszystkich obszarach. Nie sprawdzą się tam, gdzie potrzebna jest umiejętność budowania relacji z drugim człowiekiem. Ani tam, gdzie pokazuje się swoją osobowość, uczucia, emocje. Ani tam, gdzie wymagane jest kreatywne myślenie, wykraczające poza wszelkie schematy albo specjalistyczna wiedza. W niektórych obszarach nie będziemy po prostu chcieli rozmawiać z maszynami.
Odpowiednia umiejętność posługiwania się angielskim, lub innym językiem obcym, będzie bardzo mocnym punktem CV. Chodzi nie tylko o swobodne porozumiewanie się, ale umiejętne używanie środków językowych na przykład: perswazji, metafory, porównania. Skuteczne negocjowanie, zajmujący wykład, dowcipna rozmowa, dająca do myślenia anegdota, wymaga swobody językowej, jaką uzyskuje się na wyższym poziomie zaawansowania.
W cenie będzie też doskonała znajomość specjalistycznego języka swojej branży. 20 lat temu na jednym ze spotkań firmowych musiałam tłumaczyć prezesowi – obcokrajowcowi, prezentacje techniczne kolegów. Dzisiaj jeden z moich uczniów bardzo pilnie pracuje nad angielskim, bo coraz częściej zdarza mu się prezentowanie zagranicznym klientom postępów prac nad projektem i wyjaśnienia techniczne. Wspieranie się osobą tłumaczącą jest obecnie nie do pomyślenia.
Zobacz też
Jakiego języka opłaca się teraz uczyć?
Jak uczyć się wykorzystując język angielski w pracy?
Dlaczego warto dobrze znać język angielski?
Co robić, żeby nie wypaść z gry?
Co to wszystko oznacza dla ciebie? Jeśli chcesz żeby znajomość języka obcego dawała ci przewagę na rynku pracy, nie możesz poprzestać na poziomie „jakoś się dogadam”. Całkiem dobrze dogadamy się za pomocą technologii. Nie możesz też uczyć się tylko tego, co ci się podoba ani tylko tego, co twoim zdaniem ci się przyda. Przy tej zmienności otoczenia, nie przewidzisz, co ci się kiedyś przyda.
Musisz mówić płynnie, poprawnie i naturalnie stosując różne środki językowe. Taką swobodę uzyskuje się na poziomie B2 i wyżej. Nie może zastanawiać się „jak to się mówi” ale raczej, w jaki sposób coś powiedzieć, żeby osiągnąć swój cel. Musisz umieć pokazać w komunikacji swoją osobowość i wykorzystać kompetencje miękkie, potrzebne do budowania relacji i twarde, bez trudu posługując się słownictwem specjalistycznym.
Znajomość języków na poziomie średniozaawansowanym i niżej pozostanie jedynie w sferze hobby.
Mam nadzieję, że zainspirowałam cię tym artykułem. Jeśli masz jakieś przemyślenia, podziel się w komentarzu.
Będzie mi miło, jeśli udostępnisz ten artykuł znajomym. Wybierz którąś z ikon, aby udostępnić go w mediach społecznościowych lub wysłać mailem.
Chciałabym zadać pytanie na temat niezwiązany z atykułem.
Czy według Pani, jest możliwe, aby osoba, kobieta 50-letnia, nauczyła się j.angielskiego do poziomu B2 począwszy od A1-A2?
Jeśli tak, znając predyspozycje w tym wieku, ile lat mogłaby taka nauka zajać?
Czy prowadziła Pani takich uczniów, czy wykazują chęć nauki na poważnie?
Dziękuję.
Wszystko zależy od motywacji i chęci pracy. Wśród uczniów mam nawet osoby 60+. Z wiekiem potrzebujemy więcej czasu aby przyswoić wiedzę ale za to mamy więcej doświadczenia, które możemy wykorzystać w nauce. Ogólnie przyjmuje się, że zmotywowany uczeń, mający zajęcia dwa razy w tygodniu i uczący się w średnim tempie, tak aby dobrze opanować i przećwiczyć zdobytą wiedzę, potrzebuje 2 lat aby przejść przez jeden poziom. Z tym że poziom B1 wymaga nieco więcej czasu.
Bardzo dziękuję za odpowiedź.
Lubię czytać Pani artykuły, bo zawiera w nich Pani dużo konkretnych wiadomości.
Wiedziałam, że jesli moje pytanie dopuszczone zostanie do publikacji, to odpowiedź też będzie konkretna.
Nie pomyliłam się.
Bardzo dziękuję.
Dziękuję za miłe słowa. Taki komentarz bardzo mnie motywuje do dalszej pracy nad blogiem. 🙂
Dzień dobry Pani, bardzo ciekawy artykuł! Biorąc pod uwagę powyższe przemyśleń i argumentów, aż chciałoby się napisać po angielsku ten komentarz, żeby nie tracić czasu:) Wydaje się, że jesteśmy ostatnim pokoleniem, dla którego znajomość języka ma kluczowe znaczenie. Nawet kiedyś, robot może wykazać się podobnymi umiejętnościami, co człowiek (humanoidalny android – pomocnik lekarza/asystent medyczny, sędzia piłkarski itd., I będzie to zapewne możliwe, gdy ludzie sami będą nieco „zandroidyzowani”, tak sądzę, za Rayem Kurzweilem oraz innymi futurystami. Ale póki co – ma Pani rację, a ja mam pytanie. Czy warto, będąc na poziomie ~c1 z angielskiego i b1/b2 (lub nawet B2+) z kilku innych, starać się podnieść poziom także z tych kilku dodatkowych, czy wykorzystać maksymalną ilość czasu na język anglosasów? Dodam, że czeka mnie praca w branży medycznej, gdzie słownictwo specjalistyczne (np.niemieckie czy francuskie) jest skomplikowane. Strzelam w angielski do poziomu C2 i niemiecki oraz francuski także wyżej (lubię literaturę, lubię pisać, więc mam nadzieję, że uda się dojść do takich poziomów i je utrzymać). Ale mam nadzieję, że to nie strzał w kolano 🙂 pozdrawiam serdecznie, raz jeszcze gratulując artykułu:)
Dziękuję za miłe słowa 🙂 Ma Pan ambitne plany – kilka języków na poziomie C2… Jeśli chce się Pan czuć swobodnie, czytać każdy rodzaj literatury czy teksty naukowe, to czemu nie. Jednak do pracy, nawet w branży medycznej, wystarczy mocne B2 i słownictwo branżowe.
Ja nie jestem pewna, czy się zgadzam z przesłankami tego artykułu. Znaczy, z jednej strony trochę tak, ponieważ tłumaczenie maszynowe, Tłumacz Google itp., faktycznie mogą wspierać osoby na poziomie zero-A2 w takiej podstawowej komunikacji typu „Gdzie jest dworzec?”, ale mimo wszystko wydaje mi się, że widmo nauczycieli i tłumaczy, których zastąpi sztuczna inteligencja, jest jeszcze daleko poza naszym zasięgiem. Funkcje, które obecnie przejmuje SI wydają się naprawdę szokująco zaawansowane i nie przeczę, że takie są. Ale jest duża różnica między rozpoznaniem twarzy: biorę dane, porównuję z bazą danych czy tam zapisuję i od razu wydaję jakiś odpowiedni komunikat, a tworzeniem tekstów, które mają więcej niż 3 zdania. O ile SI potrafi dużo, to jeszcze daleko tej technologii do cudów lingwistyki, ponieważ SI nie potrafi „zapamiętać” kontekstu na dłużej niż ileś tam znaków. Czyli powiedzmy przy trzecim zdaniu SI zapomina, o czym my tu w ogóle mówimy. I z tego, co ostatnio czytam w tym temacie, wynika, że to naprawdę nie jest to problem, który za 2-3 lata zostanie rozwiązany. Ani nawet za 15.
Więc oczywiście warto i należy uczyć się języków i nie poprzestawać na poziomie średnio zaawansowanym, ale wydaje mi się też, że jeszcze nie ma co panikować 😉
Chociaż oczywiście widmo SI można troszkę podkoloryzować, aby odpowiednio uczniów zmotywować… 😀
Nie miałam zamiaru nikogo motywować strasząc sztuczną inteligencją 😉 Mimo wszystko myślę, że zmiany nadejdą szybciej, niż się spodziewamy. W ich wyniku zmieni się sposób, w jaki pracujemy ale też zapotrzebowanie na różne umiejętności. Tłumacze i nauczyciele nie znikną z rynku, ale znikną proste tłumaczenia ogólne oraz schematyczny i nudny sposób nauczania. Już teraz tłumacze specjalizują się w różnych dziedzinach lub świadczą dodatkowe usługi jak lokalizacja, copywriting, pisanie pod SEO, transkrybcje itp. Nauczyciele eksperymentują z nowinkami technologicznymi i nowymi pomysłami jak odwrócona klasa, projekty, webquest, escape room. Wciąż będziemy uczyć się języków, ale będą one atutem tylko tych, którzy władają nimi biegle.
Bardzo fajny artykuł! Przyjemnie się go czytało, a i z wieloma punktami, jeśli nie ze wszystkimi, w pełni się zgadzam. Angielski staje się coraz bardziej „normą” niż atutem. Podczas studiów anglistycznych długo żyłam w przekonaniu, że to nie perfekcyjna (brytyjska :p) wymowa się liczy tylko to, co chcemy przekazać. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że aby mój dyplom przekładał się na zarobki, właśnie tą perfekcyjną wymową mogłabym na rynku pracy się wyróżniać. (Ach, błędy młodości.)
Z ciekawości, zapytam, czy zgadza się Pani ze stwierdzeniem, że większość firm/korporacji na stanowiska „średnio specjalistyczne” woli zatrudniać anglistów, których przyszkoli do zawodu niż pracowników po specjalizacji, którzy angielskiego nie opanowali, bądź opanowali do poziomu B1? Jest to opinia, z którą spotkałam się na studiach, aczkolwiek w procesie szukania pracy, niekoniecznie, dla mnie, przekładała się na praktykę.
Pozdrawiam serdecznie!
Lena
Moje doświadczenia są zupełnie inne. Korporacje chcą zatrudniać specjalistów, często z dużym doświadczeniem. Naukę angielskiego mogą sfinansować. Nie tak łatwo znaleźć osobę z wiedzą z danej dziedziny, doświadczeniem i predyspozycjami, czy też talentami. Pewnych rzeczy nie da się „przyuczyć”. Łatwiej i szybciej nauczyć się języka.
Co to są „średnio specjalistyczne” stanowiska. Jakiś przykład?
Oczywiście zdarzają się osoby, które mają inne wykształcenie, niż profil firmy ale z reguły zdobyły doświadczenie w jakiejś dziedzinie. Na przykład, gdy pracowałam w banku, miałam koleżankę po polonistyce, która zajmowała się marketingiem. Włożyła ona jednak dużo czasu i pracy aby „doczytać” i „douczyć się” różnych rzeczy z obszaru marketingu. W końcu stała się specjalistą.
Z drugiej strony specjalista bez dobrego języka w niektórych przypadkach nie ma szans na awans. Mój uczeń, informatyk pracujący za granicą w znanym banku, zauważył, że aby awansować w jego obszarze, trzeba znać angielski co najmniej na C1. Dlaczego? Bo awans na stanowisko Project Manager czy Scrum Master oznacza prezentacje, ustalenia, negocjacje z klientami obcojęzycznymi oraz komunikacja z innymi uczestnikami projektu, często z różnych krajów. Tu nie ma miejsca na słaby angielski.
Co pani sądzi o tych dwóch artykułach?
https://medium.com/learn-languages-with-tv/will-language-learning-become-obsolete-elon-musk-and-others-think-so-4bda8e1a55b5
https://chatbotslife.com/artificial-intelligence-the-angel-of-death-for-foreign-language-teachers-cbff644a4967
Witam.
Moze jednak przyszłość nauczycieli jezykow obcych nie jest optymistyczna,nawet ucząc zaawansowanych? Co pani sądzi o tych dwóch artykułach?
https://medium.com/learn-languages-with-tv/will-language-learning-become-obsolete-elon-musk-and-others-think-so-4bda8e1a55b5
https://chatbotslife.com/artificial-intelligence-the-angel-of-death-for-foreign-language-teachers-cbff644a4967
Czy przeczytał Pan uważnie artykuły? Oba mają bardzo sensacyjne nagłówki, typowe clickbaity, ale treść już nie jest taka radykalna. W pierwszym dochodzimy do tego, że o ile ludzie będą mieli ważne powody, żeby uczyć się języków, to będą się ich uczyć. Niektórzy po prostu to lubią, interesują się kulturą krajów, chcą mówić z ludźmi, czytać literaturę oryginale, oglądać filmy bez napisów. Drugi artykuł nie odkrywa niczego nowego stwierdzając, że technologia, również ta wykorzystywana w nauce języków, coraz bardziej się rozwija i będziemy mieć coraz lepsze narzędzia. Będą one z pewnością bardzo pomocnym uzupełnieniem nauki. Dla mnie jednak bardzo duże znaczenie będzie miał czynnik ludzki, po prostu kontakt z drugim człowiekiem. Emocje związane z bezpośrednim kontaktem – lubię, nie chcę zawieść, nie powtórzyłem i jest mi głupio, cieszę się na kolejne spotkanie – to jest większą motywacją do nauki, niż gwiazdki i odznaczenia w aplikacjach. Na moich lekcjach, w ramach rozgrzewki rozmawiamy sobie o różnych rzeczach od narzekania na korki i fałszywe promocje na Black Friday, poprzez polecenie fajnej książki, filmu czy miejsca na spędzenie wakacji. O tym się nie pogada z AI